Konserwatyzm kontra liberalizm: głupota polityki
W dawnych czasach dbano o moralność – czyli zakazywano działań, które mogłyby spowodować szkody, takie jak nadmierne rozpicie, nar*manię, rozwój wywrotowych idei czy też nadmierną se*sualizację. A przynajmniej nie było tego oficjalnie – np domy pu*liczne były za kulisami normalnego życia. Wszystko to po to, by obywatele we w miarę trzeźwym stanie umysłu pokornie pracowali na swoich panów i władców.
Taki konserwatyzm miał swoje dobre i złe strony. Te złe wszyscy znamy – np para ludzi, która nikomu nic złego nie robi, nie mogła zamieszkać ze sobą bez dokumentu uwierzytelniającego wydanego przez odpowiedni urząd, i często także przez szamana lokalnego kultu religijnego. Czyli bez aktu ślubu.

Z drugiej mańki, panująca wtedy ciemnota połączona z brakiem środków zapobiegania zapłodnieniu i z tym, że nic oprócz picia trunków i bz*kania nie było wtedy dostępne, zapewniała trwanie systemu. Na niskim poziomie, ale jednak. Po prostu ludzie siedzieli w tych chałupinach z dykty i słomy, i klepali te dzieci jedne za drugim. Teraz mamy zupełną wolną amerykankę – raperzy co chwila wypuszczają coraz głu*sze i coraz wul*arniejsze piosenki, a na popularnym wśród młodzieży kanale informacji pojawiają się groźne dla życia „wyzwania.”
Mamy pigułki i inne środki, możemy sobie jechać na objazd po okolicznej naturze, polecieć na Seszele, iść na strzelnice, skończyć na bungee.. Nie musimy po pracy siedzieć na pupie w chałupie. I dlatego dzietność na Zachodzie dawno spadła poniżej poziomu krytycznego, a trend do coraz mniejszej ilości urodzeń pojawił się także w tych biedniejszych krajach. I tak źle, i tak niedobrze.
Nie komentuję tego, tylko opisuję, przytaczam pewne fakty. A co Ty o tym sądzisz?



Dodaj komentarz