Raj odebrany i wojna światowa o ludzkie dusze: opowieść, którą nosimy w sobie
Człowiek rodzi się w świecie, w którym na początku wciąż pobrzmiewa echo raju. Dziecięca radość, pasja życia, poczucie, że wszystko jest możliwe. To fundamenty, które nosimy w sobie w pierwszych latach. Wchodzimy w dorosłość pełni ideałów, z wizją lepszego świata, z ogniem w sercu i oczami szeroko otwartymi na nieskończone możliwości. To jest moment, w którym wciąż wierzymy, że dobro zwycięża, że miłość jest niezniszczalna, a marzenia osiągalne.
Ale wtedy świat zaczyna się nami zajmować na poważnie. Zaczynają się pierwsze zdrady, zawody, odejścia, ciosy w plecy. Zaczynają się też traumy: te małe i te wielkie. Śmierć bliskich, utrata miłości, zawiedzione przyjaźnie, złamane serca. Ideały, które nosiliśmy w sobie, zostają wystawione na próbę. To nie jest bajka, to jest brutalna, gnostyczna próba ognia.
Trzy wielkie gnostyczne testy: straty, niespełnienie i bezsens
Przechodzisz przez trzy wielkie testy. Pierwszy to straty. Stracisz przyjaciół z liceum, potem bliskich, pracę, potem kolejną pracę. Stracisz relację, ukochaną. Stracisz pasję, ideały, sens życia. Stracisz zdrowie, a na koniec świata odbierze Ci resztę, czyli życie. Świat odbierze Ci wszystko, co masz i cenisz – i jest to najboleśniejsza, gnostyczna próba.
Druga próba, której poddaje nas świat, to nie zrealizowane potrzeby, pragnienia, marzenia. Czytasz o czymś cudownym, ale wiesz, że tego w swoim życiu nie zaznasz. Np ja nigdy nie zaznam radości jazdy 130 km/h autostradą, bo z powodu problemów z koncentracją nie mogę zrobić prawa jazdy. Jest to dla mnie tak dalece abstrakcyjny temat, jak dla Ciebie szósta strona najpopularniejszej gazety w Wietnamie z 27 lutego 1993 roku. Ja znam siebie i wiem, że pewnych cudownych rzeczy być może nigdy nie zaznam. Przede mną stoi dylemat: zaakceptować to i pogodzić się ze światem, tak, by nie stać się jednocześnie potworem.
Trzecia próba to rozpaczliwe poszukiwanie sensu istnienia, tego indywidualnego i globalnego. Przy jednoczesnym braku jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Temat ten był wielokrotnie poruszany, więc nie będę go dalej rozwijać. Napomknę tylko, że warto znaleźć zarówno swój własny, indywidualny sens, jak i ten metafizyczny, a więc wykraczający poza ten ograniczony świat.
I tutaj dzieje się coś kluczowego. Większość ludzi tego nie wytrzymuje. Z młodych gniewnych stają się starymi wkurwionymi. Zamiast żyć – wegetują. Zamiast kochać – narzekają. Zamiast śmiać się i cieszyć – piją kolejną kawę, palą kolejnego papierosa, narzekają na świat i polityków. Ich twarz wykrzywia się w grymasie cynizmu, ich oczy gasną. To właśnie wtedy człowiek traci nie tylko radość życia, ale i swoje ideały.
Bo prawda jest taka: kiedy tracisz ideały, tracisz samego siebie.
Dalsza część artykułu poniżej. Polecam też:
Poezja straty, zranienia, traumy
O tym właśnie opowiadają trzy albumy, których syntezy dokonałem niedawno:
1️⃣ Marillion – Misplaced Childhood: opowieść o utraconej miłości, dzieciństwie, które rozpadło się jak porcelana, i o tym, że czasem trzeba przejść przez ból, by znów stać się sobą.
2️⃣ Pendragon – Not of This World: album o rozpaczy, ale też o pogodzeniu się ze światem. To muzyczna podróż przez mroczne doliny duszy, ale i światło, które przebija się na końcu drogi. Wokalista śpiewa o człowieku, który utracił wiarę, o zielonookim aniele, który najpierw słodko uwodził, a potem prowadził go do szubienicy.
3️⃣ U2 – How to Dismantle an Atomic Bomb: opowieść o stracie najbliższych, o wojnach, które toczą się w rodzinach i narodach, i o tym, że mimo wszystko można wybrać miłość i pojednanie.
To nie są tylko płyty. To są duchowe przewodniki, poetyckie opowieści o tragedii ludzkiej egzystencji. To mapy bólu i odkupienia. One pokazują, że można przetrwać najgorsze: utratę ukochanej osoby, śmierć bliskiego, zdradę, upadek, i mimo to powstać. Nie jako ktoś naiwny i niewinny, ale jako ktoś, kto zrozumiał piekło i potrafi przez nie przejść. I najważniejsze: jako ktoś, kto przeszedł przez piekło i przy okazji sam nie stał się diabłem. Bo o to w tej rozgrywce chodzi. Świat odbierze Ci tych, których cenisz. Dopierdoli Ci. Zgniecie i będzie próbował przemielić. Ale trzeba to wytrwać.
Gnostyczny test: wojna światowa o ludzkie dusze
Świat toczy odwieczną wojnę o nasze dusze. Nie jest to wojna polityków czy generałów. To wojna o to, czy zachowasz w sobie człowieczeństwo, czy staniesz się wypalonym cynikiem. Każdy z nas staje przed wyborem:
-albo poddać się i zgnić od środka (aż przypomniały mi się modne aktualnie piosenki BrainRoot, czyli po polsku zgnilizna mózgu).
-albo przejść przez piekło i wyjść z niego zwycięsko, z nową świadomością.
Wielu ludzi się poddaje. Zostają w stanie permanentnego zgorzknienia, takiej życiowej, mentalnej katatonii, czyli zzombienia. To oni stoją w kolejkach w supermarketach, kłócąc się o złotówkę, narzekają na młodych, na stare czasy, na politykę, na wszystko. Ich dusza dawno umarła, choć ciało jeszcze się porusza.
Ale są i tacy, którzy przechodzą przez swoje osobiste apokalipsy i stają się czymś więcej. Oni wiedzą, że życie to nie bajka, ale mimo wszystko potrafią kochać. Potrafią cieszyć się z małych rzeczy. Potrafią śmiać się z samego siebie. Potrafią też żyć na luzie, odpuścić potrzebę ciągłego poważniactwa i potrzebę kontroli, w myśl słów piosenki: „Jestem pierdolnięty, wakacyjne zrycie; luźny rap, luźna dupa, luźne życie.” To oni wygrywają tę wojnę. To oni są prawdziwymi zwycięzcami; nie politycy, nie miliarderzy – filantropi, tylko zwykli ludzie, którzy nie stracili światła w oczach.
Dalsza część artykułu poniżej. Polecam też:
Paradise disowned: raj nie utracony, ale wręcz odebrany
Tak, raj został utracony. Tak, dziecięca niewinność i radość nie wrócą. Ale można zbudować coś nowego – dojrzalszego, głębszego, prawdziwszego. Człowiek, który przeszedł przez traumy i nadal potrafi kochać, jest silniejszy niż ktokolwiek inny. To jest właśnie esencja duchowej ścieżki: nie uciec od cierpienia, ale je przeżyć i przetransformować. Ja zaś lubię przekornie żartować, że moje serce jest zimne jak stal lufy pistoletu Beretta kal. 9mm, przystawionego do skroni. Ale do rzeczy.
Świat próbuje zrobić z nas cyników. Próbuje odebrać nam marzenia i pasję. Ale prawdziwy buntownik nie daje się złamać. Prawdziwy buntownik nie traci duszy. On przechodzi przez piekło i mówi: „Ok, widziałem niezmierzoną ciemność tego świata. I co z tego? Potrafię się śmiać, potrafię kochać, potrafię żyć.”
I to jest najważniejsza lekcja – wojna o ludzkie dusze toczy się codziennie, ale zwyciężyć mogą tylko ci, którzy nie pozwolą, by świat ukradł im ich światło.
Gnostyczny test: czy udało mi się rozbroić bombę atomową?
Płyta U2 z pamiętnego 2004 roku nosi tytuł: „How to dismantle an atomic bomb”, czyli po polsku: jak rozbroić bombę atomową. Przesłanie tego albumu to podróż przez traumę, żałobę i uwolnienie się od nich. To inaczej rozbrojenie bomby, która jest w środku nas. Miałem tego „lata bez lata” sen o takim ogromnym wybuchu:
Byłem z rodzicami w jakimś nieznanym miejscu. Było po resecie systemu, ludzie bardzo poobijani przez życie, ale żyli dalej. Ja stale podnosiłem banknoty 10 złotowe i 20 złotowe, były też 50 i 100. W tej strefie ludzie zupełnie inaczej traktowali pieniądze – nie z taką agresją i napięciem, jak teraz, w realu na jawie. Postanowiłem wziąć plecak odrzutowy i polecieć razem z jakąś kobietą przez to miejsce – miałem kilka spraw do załatwienia, m.in. znaleźć tam zaginioną osobę.
Ale plecak odrzutowy uległ awarii. Musieliśmy iść pieszo. Cieszyłem się z tego powodu. Okazało się, że teren przez który idziemy to ziemia przeklęta – tzw Zona (pol. Strefa). Była letnia, ale zimna noc. Widziałem trzy budynki, duże bloki mieszkalne, które przypominały mi budowle z MegaCity One. Zauważyłem, że w niektórych mieszkaniach były wstawione nowe okna, z eleganckimi szybami, a na balkonach suszyło się pranie. Inne okna były zabudowane sklejką lub deskami – chałupnicza robota, owszem, ale przynajmniej świadczyło to o tym, że w tej Strefie zwykłe życie, pomimo ogromnej tragedii w przeszłości, toczy się dalej. Inne okna natomiast były wybite przez falę uderzeniową, i mieszkania te straszyły czarnymi dziurami.



















Jedni sobie poradzili, inni trochę mniej, a jeszcze inni sobie nie poradzili. Szedłem dalej wewnątrz Strefy, ochraniałem kobietę, z którą byłem. Okazało się, że zaginiona osoba, którą miałem znaleźć, wyruszyła na jakąś misję i nie ma jej w Zonie. Nagle doszliśmy do wieżowców przypominających te z mojego rodzinnego Szczecina, z Placu Zgody. Widziałem piękny, letni wschód słońca, był środek białej nocy. Głos narratora we śnie powiedział:
„To jeszcze Zona, ale już pod wpływem i zarządem miasta. Epicentrum było 6 kilometrów dalej, i te okolice najmniej oberwały od fali uderzeniowej.”
Poszedłem do tamtejszego sklepu spożywczego. Cywilizacja działała, jak należy, mimo bardzo wczesnej pory dnia. Wiedziałem, że położony kilometr dalej dworzec Szczecin Główny znajduje się już całkowicie poza Zoną. Wiedziałem, że to jest cel mojej podróży, ale zdawałem sobie sprawę, że to jeszcze nie teraz. Wiedziałem też, że odbędę podróż ze Szczecina na południe Polski, wzdłuż linii Odry. Koniec snu.
Tak więc nie udało mi się rozbroić bomby atomowej. Ona wybuchła mi w rękach, ale pomimo potwornych zniszczeń, żyję dalej.
Polecam też:
❗ Jeśli to, co publikuję i demaskuję ma dla Ciebie wartość – wesprzyj mnie. Warto wspierać niezależne słowo, szczególnie w dzisiejszych czasach! Bo toczymy nierówna walkę z mediami głównego ścieku, które mają milionowe dochody. Patrz poniżej:
1️⃣ Nr konta: 84 1160 2202 0000 0006 1935 5350
Dla: Jarosław Adam, tytułem: darowizna
Bic/Swift: BIGBPLPWXXX
IBAN: PL84116022020000000619355350
2️⃣ Blik na nr telefonu: 886 489 463
3️⃣ Przez BuyCoffe: [Kliknij tu]
4️⃣ Przez PayPal: [Kliknij tu]



Dodaj komentarz