Czy duchowość to bujanie w obłokach i ucieczka od rzeczywistości?
Temat ten jest bardzo ważny, gdyż porusza on szukanie balansu między Sacrum i Profanum – a nad tym łamali sobie głowy myśliciele i wizjonerzy wszystkich epok.
Przekonanie, iż sprawy Ducha to bujanie w obłokach, czy jakieś idealistyczne mrzonki nawiedzonych guru, to wciąż żywe pozostałości po największej manipulacji planety – religiach monoteistycznych mojżeszowych (judaizm, chrześcijaństwo, islam). Koncepcja Boga, Istoty Najwyższej, Wyższej Inteligencji, Wielkiego Architekta – została w tych religiach zredukowana do minimum minimum.
Kojarzy się wtedy wyłącznie z jakimś tam „rajem”, „niebem” które jest nie wiadomo gdzie i tak naprawdę niewiele o nim wiadomo, no i śmiesznymi obrzędami w świątyniach. W tych religiach nie ma tej „namacalności” życia duchowego – tu i teraz. Monoteistyczne religie mojżeszowe to inaczej wielkie odcięcie od 99% lub więcej „właściwości” Istoty Boskiej.
Czy podejmując tematy duchowe powinniśmy unikać: polityki, gospodarki, nauki, medycyny, afer, konspiracji – jako tych profanicznych, niegodnych?
Znam wielu natchnionych zwolenników idei new age, którzy uważają, że na stronach takich jak moja powinny być poruszane tylko optymistyczne, natchnione duchem tematy. że nie powinno być nic, co jest choćby trochę „złe”, profaniczne.
Czy takie podejście duchowe ma sens? Według mnie, nie ma.
Wszystko co istnieje na świecie, nierozerwalnie się łączy, jest hologramem o teoretycznie nieskończonej liczbie opcji. Polityka, gospodarka, nauka – jak najbardziej łączą się ze sprawami duchowymi.
To, co obecnie widzimy w nauce, polityce, to rozpaczliwa próba negacji jakiegokolwiek życia duchowego. W rezultacie, np w medycynie, chorych leczy się jedynie w sferze fizycznej, a właściwie – ucisza na chwilę objawy, zapominając zupełnie o genezie większości chorób – czyli podświadomości i Duchu.
Obecna nauka i będąca jej przedłużeniem szkolna indoktrynacja (teoria Darwina, wielki wybuch, genetyka, model newtonowski i kartezjański) to inaczej czynienie dzieciom mentalnej i duchowej lobotomii. Nie na darmo mówi się, że dzieci są twórcze i ciekawe świata, a potem niestety idą do szkoły.
Nie da się żyć w oderwaniu od realności. Realność, to oprócz spraw Ducha (które też dzieją się tu i teraz a nie w jakimś „niebie”) także sprawy przyziemne. Jest takie powiedzenie, które zawsze powtarzam chodzącym w chmurach idealistom bądź tym, którzy biegną szaleńczym tempem przez życie:
„Oby nie musiano rzucać w Ciebie cegłą, byś choć na chwilę przystanął i przemyślał swoje życie..”
Więcej pisałem o tym w felietonie:
–Nauka i polityka łączą się z duchowością. Nie powinniśmy ich unikać! (link tutaj)
Jarek Kefir
A teraz zapraszam do przeczytania artykułu innego autora, traktującego o balansie między duchowością a rzeczywistością:
Czy duchowość jest ucieczką od rzeczywistości?
Cytuję: „Chciałbym dziś poruszyć temat dość kontrowersyjny, zwłaszcza w sekcji, która dotyczy rozwoju osobistego.
Ale wierzę, że właśnie poprzez rozpatrywanie różnych perspektyw, poprzez uważne słuchanie oponentów i nie odrzucanie od razu ich opinii mamy szanse zrobić kolejny krok do przodu i stawać się pełniejsi. Dzięki temu uczymy się, poszerzamy i naszą wiedzę, i naszą świadomość.
Chciałbym zapytać: czy duchowość jest ucieczką od rzeczywistości?
Podążając za dobrą radą Sokratesa zacznę najpierw od zdefiniowania tego, co w tym artykule będzie rozumiane przez:
-duchowość – sfera wewnętrznego życia człowieka związana z poszukiwaniem odpowiedzi na pytania: kim jestem? Jaki jest sens życia? Czy istnieje Bóg?
-rzeczywistość – tu rozumiana w sposób potoczny. Zewnętrzny w stosunku do nas “świat”. Przestrzeń i czas, w których żyjemy tu na ziemi. Ludzie, z którymi jesteśmy i których spotykamy. Praca, wypoczynek, sprawy do załatwienia, kredyty, rachunki, cieknący kran, wzrost stóp procentowych, tzw. “codzienność”…
A zatem: czy duchowość nie jest próbą ucieczki od rzeczywistości w celu uniknięcia wysiłku, nierozwiązanych problemów, dyskomfortu, presji?
W coraz szybciej pędzącym świecie duchowość jest bardzo kuszącą alternatywą, która pozwala w coś wierzyć, pozwala złapać oddech, pozwala usłyszeć siebie, zatrzymać się na chwilę, nabrać dystansu i “dotknąć nieba”. Bez tej możliwości wielu z nas prawdopodobnie pogubiłoby się zupełnie w problemach “codzienności”.
Ale z drugiej strony duchowość może być też wygodną ucieczką, odwróceniem się od cieknącego kranu i wzrostu stóp procentowych. Wręcz całościowym zanegowaniem świata materialnego – “świata gorszego”, mniej wartego. Ta codzienność jest wtedy czymś pomniejszym, czymś nie wartym uwagi. My przebywamy przecież w lepszym świecie: samoświadomości i samorozwoju, kontaktu z “wyższym ja”. Inni “uśpieni” nie zrozumieją, o co nam chodzi, bo … są “uśpieni” :-). I tak daleko za nami na drodze “prawdziwego” rozwoju. Ale tak poza tym to ich szczerze kochamy..
Ale czy aby na pewno ten nasz wewnętrzny świat duchowości jest prawdziwy? Czy często nie jest tak, że jest przez nas stworzony właśnie dlatego, że nie radzimy sobie z codziennością, nie potrafimy stawić jej czoła?
Gdzie jest granica między egzaltacją, a duchowością?
Gdzie jest granica miedzy byciem egoistą, a świadomym zmierzaniem do rozwoju siebie – dla dobra siebie i dla dobra INNYCH. Zwłaszcza, kiedy jest się za innych odpowiedzialnym – np. za dzieci.
OSHO, Ken Wilber (i wielu innych uznanych myślicieli ostatnich dziesięcioleci) zawsze podkreślało i wciąż podkreśla, że jest pewna kolejność rzeczy. Najpierw trzeba odrobić zadanie domowe z niższego poziomu, żeby móc przejść na poziom wyższy (BTW dziwna zbieżność z grami komputerowymi :-). Tylko wtedy na kolejnym poziomie następuje integracja poprzedniego i tylko wtedy rozwijamy się harmonijnie. W przeciwnym wypadku zawsze będzie czegoś brakowało i zawsze w jakimś obszarze będziemy sztuczni.
Czy zatem nie jest tak, że nie można za szybko przeskakiwać na wyższy poziom drabiny bez wcześniejszego choćby dotknięcia jej wszystkich początkowych szczebli? Choćby po to, żeby móc zrozumieć tych, którzy są na tych poziomach.
Czy nie jest tak, że najpierw trzeba mieć mocne nogi i dobry grunt pod nogami, żeby móc zacząć pracować nad skrzydłami i dobrze się wybić w gore? (tak na marginesie, to natura nie pozbawiła ptaków nóg – przypadek ?). Można oczywiście powiedzieć, że żeby wzlecieć wcale nie trzeba się wybijać. Wystarczy wyjść na wysoki szczyt, zrobić krok do przodu i dać się ponieść wiatrom. Ale najpierw trzeba WEJŚĆ na ten szczyt :-).
Czy można zatem zacząć latać w przestworzach, jeśli się najpierw nie nauczyło dobrze chodzić?
Kto przysparza więcej dobra temu światu: osoba, która prowadzi kuchnię dla bezdomnych czy mnich, który medytuje w odosobnieniu?
A może najlepiej, gdyby było to po prostu “dwa w jednym”?
Co o tym sądzicie?”
Autor: Ryszard Skarbek
✅ P.S. Podobała Ci się treść? Możesz dać autorowi napiwek. Od Waszego wsparcia zależy istnienie moich niezależnych mediów przygotowanych dla uświadamiania ludzi. Nie mam takiego źródła finansowania jak oficjalne, propagandowe media.
1️⃣ Przelew na konto o numerze: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282
-Tytułem: Darowizna / -Dla: Jarosław Adam
Przelewy z zagranicy:
-Nr konta: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282
-Tytułem: Darowizna / -Dla: Jarosław Adam
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282
2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG
3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir
4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm



Dodaj odpowiedź do Korneliusz Anuluj pisanie odpowiedzi