Mroczna turystyka: gdy ludzie żywią się cierpieniem
Wycieczka na miejsce masowego mordu? Spacer po ruinach obozu zagłady? Fotki na Instagramie z pola bitwy, gdzie poległy tysiące? To nie czarny sen, to dark tourism, czyli turystyka ciemnej strony człowieczeństwa — makabryczna fascynacja tragedią, bólem i śmiercią. Jeszcze kilka dekad temu takie wyprawy były tematem tabu. Dziś to potężny przemysł. Dark tourism przyciąga tłumy do Czarnobyla, Auschwitz, Ground Zero w Nowym Jorku, a nawet do domów seryjnych morderców, zamienionych w muzea. I wiecie co? Ludzie robią tam selfie, dodają lajki, udostępniają, klikają.
Czemu to robimy? Czemu, będąc obdarzonymi empatią stworzeniami, łakniemy kontaktu z miejscami skażonymi cierpieniem? Bo człowiek jest jedynym zwierzęciem, które pragnie patrzeć w otchłań — nawet jeśli otchłań patrzy na niego. Miejsca naznaczone tragedią budzą w nas skrajne emocje — strach, współczucie, grozę, a czasem… dziwną, wstydliwą ekscytację. Tu nie chodzi tylko o naukę historii ani o chęć upamiętnienia ofiar. Chodzi o coś głębszego. Chodzi o dotknięcie granic istnienia. Ludzie pragną poczuć, że żyją, konfrontując się z absolutnym złem. Stąpając po prochach ofiar, oglądając resztki bloków po eksplozji bomby atomowej, dotykają nie tylko ścian i ruin — dotykają własnej kruchości.
Cytat: „Ludzie są bardzo zobojętniali na to, co dzieje się na świecie. Potrzebują czegoś, co wyrwie ich z marazmu. Chodzi o stworzenie kinowego doświadczenia oraz danie im poczucia, że są częścią prawdziwego horroru. Filmy już nie są w stanie nas oszukać. Współcześnie jest naprawdę ciężko wywołać w ludziach jakiekolwiek emocje.” (Autor: McKamey Manor)
Konsumpcja światowej tragedii
W erze internetu dark tourism zamienił się w globalny show. Mamy wycieczki z przewodnikiem po ruinach Hiroszimy. Mamy influencerów nagrywających TikToki i robiących „lajwy” na Kicka w miejscach, gdzie kiedyś płonęli ludzie. Mamy koszulki z napisem „I love Auschwitz”. Tak, serio. Tragedia została spieniężona. Śmierć stała się towarem. Podobnie jak sprzedaje się koncerty, bilety do Disneylandu czy wycieczki nad Adriatyk — tak samo sprzedaje się dziś wejście do komory gazowej. Brzmi odrażająco? Pewnie, ale nie zamykajmy oczu, bo to się dzieje tu i teraz.
Sami sobie odpowiedzcie… Czy idąc do muzeum w Oświęcimiu, myślisz tylko o edukacji? Czy nie czujesz też dreszczu fascynacji? Czy nie masz w głowie choćby przelotnej myśli: „Wow, to prawdziwe, to się działo naprawdę” Taki właśnie jest człowiek. Chce patrzeć na przemoc, na cierpienie — ale z bezpiecznej odległości. To instynkt pierwotny, który wyewoluował w naszej świadomości, by lepiej rozumieć zagrożenia. Ale współczesna cywilizacja zamieniła ten atawizm w rodzaj perwersyjnej rozrywki.
Święte miejsca, czy parki mocnej rozrywki?
Jest cienka granica między pamięcią a profanacją. W Auschwitz przy wejściu widnieje napis Arbeit macht frei. Dla jednych to wstrząsająca przestroga, dla innych… egzotyczny background do zdjęcia. W Czarnobylu zwiedzający robią sobie głupkowate fotki na tle sarkofagu reaktora. Jakby byli w lunaparku, a nie w miejscu, gdzie zginęły tysiące ludzi na skutek promieniowania.
Czy to jest jeszcze pamięć o ofiarach, czy już obsceniczny teatr? Czy to jeszcze hołd, czy już groteska? Nie chcę moralizować, bo człowiek zawsze ciągnął do mroku. Wszyscy jesteśmy ofiarami tego piekielnego systemu, ale też wszyscy, mniej lub bardziej, jesteśmy sprawcami. Trzeba zadać sobie pytanie, dokąd zmierzamy, skoro zaczynamy traktować tragedię jak instagramową atrakcję. Bo w pewnym momencie to nie różni się niczym od wycieczki do zoo — tylko że „eksponatami” są tu ludzkie dramaty.
Dlaczego to robimy? Psychologia nie pozostawia złudzeń:
-szukamy katharsis — oczyszczenia przez strach;
-chcemy poczuć wdzięczność, że nas to nie spotkało;
szukamy intensywnych bodźców, bo codzienność jest zbyt nudna;
-a czasem… po prostu chcemy się dowartościować, chwaląc się, że odwiedziliśmy „epickie” miejsce.
To paradoksalnie łączy ludzi w każdej epoce. Już w starożytnym Rzymie tłumy waliły na areny oglądać rozrywane ciała gladiatorów. Dziś zamiast koloseum mamy Muzeum 9/11, cmentarze wojenne, pomniki zagłady. Zmieniliśmy formę, ale nie zmieniliśmy potrzeby.
Dark tourism nie zniknie. Wręcz przeciwnie — będzie rósł. Wojny, katastrofy, zamachy — one nie ustaną, bo świat zawsze będzie teatrem łez, przemocy i niesprawiedliwości. A gdzie świeża tragedia, tam nowy kierunek wycieczek, nowy biznes, nowe lajki. Można to potępiać. Można też próbować to zrozumieć. Jedno jest pewne: dopóki człowiek będzie istniał, będzie chciał dotykać śmierci, by móc naprawdę poczuć, że żyje.
I może w tym właśnie kryje się najgłębsza prawda o naszym gatunku. Bo przecież — jak pisał Nietzsche — gdy długo patrzysz w otchłań, otchłań patrzy także na ciebie.
P.S. UWAGA! Strona utrzymuje się z Waszych dobrowolnych darowizn. Mówię prawdę prosto z mostu, często niepopularną i niechcianą. Szerzę świadomość i mam nadzieję, że przyniesie to coś dobrego. Jeśli cenisz moją pracę, to możesz wspomóc finansowo moje publikacje i utrzymanie strony na serwerze:
NR KONTA: 84 1160 2202 0000 0006 1935 5350
BLIK: 886 489 463
BUY COFFE: [Kliknij tu]
PAYPAL: [Kliknij tu]



Dodaj komentarz