Dość zmiany czasu! Tylko czas letni, na stałe!
Kiedyś człowiek kierował się naturalnym rytmem dnia i nocy. Wstawał, gdy słońce dotykało horyzontu, i kładł się spać, gdy światło gasło na niebie. Żył w zgodzie z przyrodą, z jej pulsującym rytmem, który mówił: „czas odpocząć” albo „czas działać”. Dziś zaś… cóż, żyjemy w rytmie zegarków, kalendarzy, aplikacji, dzwonków na zmechanizowanych halach fabrycznych czy w szkołach, jak i w rytmie korporacyjnych grafików. Zmieniamy czas dwa razy do roku jak jakieś trybiki w maszynie, która nawet nie pyta nas o zdanie. A przecież wystarczyłoby trochę odwagi – i przede wszystkim trochę zdrowego rozsądku – by w końcu powiedzieć: dość.
Bo ta cała „zmiana czasu” to klasyczny przykład, jak cywilizacja technokratyczna potrafi oderwać człowieka od natury i wmówić mu, że to dla jego dobra. Że niby oszczędzamy energię, że niby lepiej funkcjonujemy. A prawda? Prawda jest taka, że od dziesięcioleci nie oszczędzamy w ten sposób niczego, ani prądu, ani tym bardziej zdrowia. Wręcz przeciwnie: miliony ludzi doświadczają w marcu i październiku miniaturowych wstrząsów dla swojego układu nerwowego, a z powodu tego, że jest godzinę wcześniej zmrok, wszyscy zużywamy więcej prądu. Sen się rozjeżdża, rytm dnia się rozregulowuje, serce bije inaczej, a w głowie pojawia się mgła. I po co to wszystko? Żeby przez kilka miesięcy „lepiej” wyglądała oderwana od życia tajnej tabelka w Excelu, u jakiegoś urzędnika z Brukseli?






Czas zimowy: wady i minusy
Czas zimowy to niby nasz, astronomiczny. Teoretycznie bardziej „naturalny”, oparty o południk 15°, biegnący wzdłuż polsko-niemieckiej granicy. Ale co z tego, skoro żyjemy już w świecie, który z naturą ma tyle wspólnego, co McDonald’s z domowym rosołem? Ludzie nie kładą się spać o zachodzie słońca, tylko wtedy, gdy skończy im się serial, live-stream albo scrollowanie TikToka. Nasze ciała, mimo że pamiętają pradawne rytmy światła i ciemności, są wtłoczone w cywilizacyjny rytuał pośpiechu i w kaganiec 8- 10- lub nawet 12- godzinnego dnia pracy na etacie. Również pracuję na podstawie umowy o pracę, więc wiem, z czym to się wiąże.
W praktyce czas zimowy to ciemność o 16:00 i poranki, których i tak nikt nie zauważa, aby w żaden sposób nie wykorzystuje. Dni krótsze, depresyjne, jakby światło uciekało nam sprzed nosa. Kto naprawdę potrzebuje wschodu słońca o 7:30 zimą, skoro większość ludzi wtedy dopiero się budzi, lub jest w pracy na hali, albo też gapi w ekran przy kawie? Kto korzysta z tej „godziny słońca” rano, skoro i tak jest wtedy półmrok, senność, wkurwienie zaczynającą się zmianą i pośpiech?
Czas letni natomiast – ten znienawidzony przez biurokratów i „astronomów-ortodoksów” – po prostu lepiej współgra z życiem. Tym życiem realnym w zmechanizowanej gospodarce, wyzzutej z naturalnych cykli? Pozwala dłużej korzystać z popołudniowego światła, wracać z pracy, szkoły czy sklepu, gdy jeszcze nie zapadł mrok. Daje ludziom godzinkę więcej na rower, spacer, rozmowę, gapienie się przez okno lub w parku / lesie i myślenie o niebieskich migdałach, no na cokolwiek. Jedna godzina światła wieczorem to nie tylko kwestia praktyczności – to symboliczny promień sensu w naszej codzienności. Bo to właśnie wtedy człowiek najbardziej żyje – nie o szóstej rano, gdy wkurwiony się budzi, lub gdy równie wkurzony właśnie słyszy start fabrycznych maszyn CNC. Czyli po południu, gdy może wreszcie zrobić coś dla siebie.
Ciąg dalszy poniżej. Polecam też:
Czas letni – zalety i plusy
Gdybyśmy przyjęli stały czas letni, w grudniu słońce wstawałoby około dziewiątej, a zachodziło około siedemnastej. Czy to tragedia? Nie, to wręcz zbawienie. Ludzie wracaliby z pracy jeszcze za dnia, nie czując, że przez pół roku żyją w wieczystej nocy. Tymczasem w obecnym systemie od listopada do lutego mamy niekończący się zmrok, który działa jak cichy psychologiczny sabotażysta. Nie przypadkiem najwięcej załamań, stanów lękowych i depresji przypada właśnie na tę część roku.
A teraz przyjrzyjmy się absurdowi jeszcze bliżej. Francja i Hiszpania mają ten sam czas co Polska, choć geograficznie powinny mieć godzinę wcześniej – „czas angielski”. Ale nie chcą. Bo wiedzą, że wieczorne światło to nie tylko luksus, ale i fundament jakości życia. Hiszpan o 21:00 jeszcze żyje, jeszcze rozmawia, jeszcze czuje, że dzień trwa. Polak w tym samym czasie już dawno patrzy w ciemność i myśli, że jutro znowu wstanie do roboty o świcie.
Zresztą cała ta zabawa w przesuwanie zegarków to symbol naszej schizofrenicznej cywilizacji pogrążonej w chaosie i ciągu paranoi. Z jednej strony chcemy „żyć w zgodzie z naturą”, a z drugiej bez żenady manipulujemy samym pojęciem czasu, jakby to był suwak w aplikacji. Nikt już nie pyta, po co to wszystko – bo tak się robi, bo „zawsze tak było”. Ale to właśnie takie małe, niepozorne absurdy – przesunięcia o godzinę, zakazy, normy, standardy – powoli zabierają człowiekowi naturalny rytm i zdrowy rozsądek. Stały czas letni byłby tylko pozytywną synchronizacją tegoż systemu.
Światło, Słońce i dobra pogoda to życie
W tym kontekście czas letni to mały akt buntu. Nie wobec Słońca, tylko wobec systemu, który próbuje nas wtłoczyć w nieludzki rytm. To powiedzenie: „Nie chcę żyć w ciemności przez pół roku. Chcę słońca, chcę światła, chcę normalności.” Bo światło to życie. Ciemność to stagnacja. Wybór między czasem letnim a zimowym nie jest więc tylko kwestią zegarka – to wybór między światem, który daje ludziom energię, a światem, który tę energię z nich wysysa.
I może właśnie dlatego przez lata nikt tego problemu nie rozwiązał. Bo systemowi bardziej pasuje człowiek zmęczony, zgaszony, pogrążony w zimowej szarówie. Człowiek, który po pracy marzy już tylko o łóżku, a nie o zmianie. Bo wtedy nie zadaje pytań. A czas letni? On przypomina, że życie może trwać dłużej niż do 16:00. Że wieczór nie musi być pełnym mroku końcem, ale początkiem – przestrzenią dla światła, dla ruchu, dla wolności. I może właśnie dlatego warto o niego walczyć.
Polecam też:
Jarek Kefir – Autor, heretyk nowej epoki, kronikarz studium globalnego upadku systemowego i odrodzenia człowieka. Jeśli czujesz, że moje słowa rozświetlają Ci mrok i pomagają zachować świadomość w tym świecie kłamstw – wesprzyj to, co robię. To wezwanie do tych, którzy rozumieją, że prawda ma swoją cenę. Każda Twoja darowizna to cegła w murze obronnym wolnej myśli, to paliwo dla „Twierdzy Kefira”, która stoi naprzeciw całego systemu manipulacji. Jeśli nie my – to kto? Jeśli nie teraz – to kiedy? Patrz poniżej:
1️⃣ Nr konta: 84 1160 2202 0000 0006 1935 5350
Dla: Jarosław Kasperski, tytułem: darowizna
BIC/SWIFT: BIGBPLPWXXX
IBAN: PL84116022020000000619355350
2️⃣ Blik na nr telefonu: 886 489 463
3️⃣ Przez BuyCoffe: [Kliknij tu]
4️⃣ Przez PayPal: [Kliknij tu]



Dodaj odpowiedź do Smok Anuluj pisanie odpowiedzi